Czary, wróżby, tajemnicze znaki - tego wszystkiego można się spodziewać w nocy z 23 na 24 czerwca. Jest to bowiem zaczarowana noc, obchodzona dawniej wśród Słowian, jako święto ognia i wody. Najważniejsze obrzędy związane były z rozpalaniem ognia i zanurzaniem się w wodzie. Ta wyjątkowa noc była nazywana świętem Kupały, czyli pogańskiej bogini miłości i leczniczych roślin oraz patronki mądrych kobiet, które znają zioła i dobre czary. Inna nazwa tego święta to Sobótka, zwana też nocą świętojańską, a jej nazwa wzięła się od tego, że chrześcijanie chcieli włączyć kupalnockę do swojego kalendarza, ale obchodzili ją najpierw w sobotę poprzedzającą Zielone Świątki. Niektóre źródła podają również, że pochodzenie tej nazwy wzięło się od świętej góry Słowian, Ślęży, gdzie podobno istniała świątynia Kupały i która do dziś nosi ślady świętojańskich obrzędów. Ślężę przez wieki nazywano Sobótką, nawet przynależąc administracyjnie do Niemiec nosiła nazwę Zobtenberg (Góra Sobótka). Nazwę Sobótka nosi też miejscowość leżąca u jej podnóża.
Przypominając sobótkowe obrzędy palenia ogniska i rzucania wianków na wodę, spotkaliśmy się po raz kolejny 19 czerwca br. na „Nocy Świętojańskiej” zorganizowanej na plaży miejskiej przez Ośrodek Kultury. Już od samego początku zarówno dziewczęta, jaki i chłopcy, a także wiele osób dorosłych chętnie przyozdabiało swoje głowy w przygotowane, pięknie uplecione przez pracowników świetlicowych wianki z ziół i kwiatów. Z pomostów rozbrzmiewała muzyka niesiona przez wody Jeziora Bobrowo Wielkie, proponowana przez Monikę Wszędybył, Alicję Toś, Annę Olesińską, Bartłomieja Michalczyka a także grupę bębniarską DJEMBEFOLA. Gościnnie wystąpili również wokaliści i reprezentanci Zespołu Pieśni i Tańca „INA” z Goleniowskiego Domu Kultury, którzy zaprezentowali widowisko pokazujące tradycje nocy świętojańskiej, w tym palenie ziół, śpiewy, taniec i skoki przez ognisko oraz puszczanie wianków na wodę. Niewątpliwie jednak najwięcej publiczności zgromadził występ Teatru Ognia „Ugnis”. Wszystkie występy młodych artystów oraz urokliwe miejsce, z którego o zmroku podczas zabawy z zespołem „HARMONY”, można było obserwować setkę płonących na wodzie wianków sprzyjały wspólnym spacerom i tańcom. I jak tu nie sądzić, że o wiele więcej uroku w tajemniczości słowiańskiego święta miłości, niż w zapożyczonych Walentynkach? O wiele przyjemniej spędzić czas z ukochaną osobą patrząc na łunę ogniska zlewającego się z barwami zachodzącego słońca, migocące iskry, płonące na wodzie wianki, wypatrując świetlików i słuchając szeptów wody, niż słać walentynkowego smsa, kartkę lub siedzieć w otoczeniu sztucznych czerwonych balonów w kształcie serca, w dodatku na tle przysypanego śniegiem świata. Dlatego warto, by zapamiętać i przekazywać nasze piękne zwyczaje obchodzone, gdy pewna letnia noc rzuca swój czar…