Strona główna / Archiwum wydarzeń / Rok 2011
W Ośrodku Kultury nigdy się nie nudzimy! Zobacz poniżej, a także w zakładce Galeria "Za Filaram" jakie imprezy odbyły się u nas oraz w jakich wzięliśmy udział na zaproszenie innych Ośrodków Kultury i instytucji. Zapewniamy, że na tym nie koniec.
Będzie ich wiecej! NIE ZAPOMNIJ NASTEPNYM RAZEM PRZYLACZYC SIE DO NAS!


Wydarzenia 2011
O Letniej Kuźnicy Animatorów
2011-09-28 16:39:38
„O LETNIEJ KUŹNICY ANIMATORÓW” – wspomina Mateusz „Skajsdelimit” Wilkom z Centrum Kultury i Inicjatyw Obywatelskich w Podkowie Leśnej

Czy jest na świecie takie miejsce, taki czas, w którym spotkać się mogą dzikie, nieokiełznane rytmy tańca i muzyki hiphop z mozolnymi, wymagającymi precyzji totalnej, oka snajpera i dłoni pianisty warsztatami frywolitki, tkania na krośnie i wyplatania koszy z wikliny? Czy jest takie miejsce, taki czas, w którym w 10 minut powstaje jednoaktówka teatru czarnego, a aktorzy w jednej chwili zamieniają się rolami z widownią? Czy jest w końcu takie miejsce i czas, w którym do północy powstają kwiaty filcowane na mokro, a po północy do bóg wie której do tych kwiatów dorabiane są łodyżki? Otóż jest! Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, w Starej Studnicy, niedaleko Kalisza Pomorskiego odbyły się warsztaty „Letniej Kuźnicy Animatorów”.

W założeniu miał to być tygodniowy (21-27 sierpnia) cykl jedenastu warsztatów, z czego w rezultacie odbyło się… piętnaście. Prawdziwy tydzień cudów. Tydzień, na który jako wysłannicy Centrum Kultury i Inicjatyw Obywatelskich w Podkowie Leśnej (my, to znaczy ja i Sylwia Krzemianowska) jechaliśmy nie wiedząc czego się spodziewać, kogo lub co możemy na miejscu zastać. Adrenalina szybciej zaczęła krążyć w żyłach, kiedy po zjeździe z trasy Warszawa-Szczecin światła naszego, zmęczonego drogą przez pół kraju samochodu przez kilkanaście kilometrów nie wyłapały nic ponad konary uśpionych głęboką nocą drzew. „Letnia Kuźnica Animatorów” organizowana przez Ośrodek Kultury w Kaliszu Pomorskim okazała się doświadczeniem dosyć ekstremalnym, szalenie wzbogacającym i niezmiernie relaksującym. Przeżyliśmy. Przeżylibyśmy to jeszcze raz.

Kiedy dotarliśmy na miejsce Stara Studnica spała głębokim snem, choć moje potknięcie się o olbrzymie (jakże mogłem go nie zauważyć, nawet po ciemku?!) krosno zbudziło by ze snu nawet umarłego. Nie spała jednak tylko Aneta Olszacka, koordynator projektu, a ponadto wicedyrektor OK w Kaliszu Pomorskim. A ponadto odpowiednia osoba na właściwym miejscu. Aneta okazała się być przemiłą, tryskającą energią i pomysłami oraz niezwykle pracowitą osobą. Podczas całego tygodnia zasypiała jako ostatnia i budziła jako pierwsza z nas. I nie ważne: laptop, zdjęcia, umowy, filc, dyskusje czy urywające się telefony. Duży szacunek i wyrazy podziwu za organizacyjne zdolności.

A teraz uważajcie co nastąpi! Dnia pierwszego ja, człowiek kontrkultury i warszawskiego undergroundu muzycznego, ja, wielbiciel filmów Jarmuscha i nowojorskiego postmodernizmu – nie uwierzycie! – usiadłem za krosnem i zacząłem tkać! I ja – ten, który w najśmielszych snach by siebie o to nie podejrzewał – wyszydełkowałem pikotkę na warsztatach z frywolitki! Oszołomiony, bo z hukiem wrzucony ze świata przeintelektualizowanych „ą ę” do świata konkretu, niezwykłej precyzji i subtelnego piękna, odnalazłem się dopiero dnia następnego (choć ponoć frywolitka wychodziła mi nie najgorzej) wspólnie z innymi uczestnikami wyplatając piękny ogrodowy kosz z wikliny. Jako, że ilościowa siła kobiet (stosunek 9:2) przygniotła mnie i kolegę Norberta (prowadził warsztaty z tańca hip-hop i popping) niemal całkowicie, naturalną koleją rzeczy było to, że dziewczynom wychodziło, a nam nie wychodziło. Warsztat z tworzenia artystycznych toreb pogłębił tę różnicę, toteż zamiast wyszywać, cerować, naszywać kolorowe cekinki na torbach, ograniczyliśmy się z Norbertem do ich pomalowania (co też wcale nie było łatwe).

Trzeci, środowy dzień zajęć dał nam nieco odetchnąć. Jednak absolutnie nie chodzi mi o to, że działo się mniej. Wręcz przeciwnie: tego dnia odbyły się aż trzy warsztaty, a wieczorem udaliśmy się na wernisaż fotografii wielkiego nieobecnego (niestety) Zygmunta Rytki, który niczym suszące się pranie rozwiesił nas na długich sznurach rozpiętych pomiędzy tu i teraz, a tym co trwale niezmienne, pomiędzy mgnieniem chwili, mrugnięciem oka (i migawki aparatu) artysty, a absolutem. Odetchnęliśmy, gdyż forma warsztatów okazała się bardziej przystępna i poczuliśmy się trochę jak dzieci na zajęciach plastycznych w szkole. Dla mnie osobiście zajęcia z muzykoterapii, paper mache i rzeźbienia w mydle nacechowane były trudnością dosyć zróżnicowaną. Bo o ile z plastyki w szkole byłem „szóstkowy”, a muzykę uwielbiam, toteż malować mógłbym bez końca, o tyle zetpetów nigdy nie lubiłem, więc kiedy rzeźbiłem w mydle czy oklejałem gazetową masą balony ogarniała mnie wściekłość na własne ręce. Gwoli ścisłości dodam, że poza wymienionymi warsztatami i wernisażem tego dnia uczestniczyliśmy również w nauce chodzenia na szczudłach oraz krótkich warsztatach bębniarskich.

No i przyszedł wreszcie nasz czas, ów moment kiedy to my, pracownicy CKiIO mieliśmy wykazać się swoją zdolnością do poprowadzenia warsztatów. Użycie słowa „wreszcie” może być jednak nieco mylące, ponieważ czułem, że wisi nade mną ta chwila, niczym miecz Demoklesa i w końcu spadnie niechybnie ucinając mi głowę, mówiąc krótko – miałem tremę. Był to czwarty dzień zajęć. Mój warsztat odbył się później, natomiast już od rana trwały warsztaty malowania na ceramice, prowadzone przez Sylwię Krzemianowską. Pod pędzle i pędzelki poszły talerze i miski, które po kilkudziesięciu minutach przykryły kolorowe figury geometryczne, pejzażyki, zwierzątka, a nawet najróżniejsze hasła typu „Don’t eat me / Just fly with me”, etc. Po pomalowaniu naczynia należy wypiekać przez 45 minut w temperaturze 140-150 stopni. Zapamiętałem, zapisałem, nie wypiekłem, zapomniałem. Ale mam swoją świnkę w paski na talerzu nadal i zapewniam, że niebawem trafi do piekarnika.

Trzy godziny później wcieliłem się wreszcie w rolę prowadzącego. Miecz Demoklesa nie odrąbał mi głowy. Poprowadzony przeze mnie warsztat został bardzo dobrze przyjęty nie tylko przez uczestników, którzy zapewne po raz pierwszy w życiu głowili się nad rymami podwójnymi, ale także przez miejscowe dzieciaki i młodzież, które podglądając nas przez okno z przyklejonymi do szyby nosami pisały swoje alternatywne rapowe zwrotki. Zacząłem łagodnie, od rymów najprostszych typu AABB (każdy musiał jakiś wymyśleć), aż po bardziej skomplikowane, pogłębione, typu ABAB lub ABBA. Na tablicy zaprezentowałem też fragment tekstu z rymem wyglądającym mniej więcej tak: AABACBCDDEABACFFABFGHHIJIJAF. Po chwili podzieliłem uczestników na dwie „zwaśnione” grupy, które miały zmierzyć się w pisaniu tekstów hiphopowych. Finalnie warsztat zamienił się w koncert, na którym oprócz ww. grup zaprezentowały się miejscowe dzieciaki oraz ja prezentując freestyle, czyli rymy układane na żywo, bez użycia wcześniej wymyślonych skojarzeń.

Czwartkowy wieczór przyniósł serię niespodziewanych wydarzeń, które okazały się miłym zaskoczeniem. Te same dzieciaki, które jeszcze dwie godziny wcześniej stały z nosami przyklejonymi do szyby, wcielone w rolę naszej wiernej widowni, odwdzięczyły się nam prezentując spektakl teatru czarnego. Teatr czarny polega na oddziaływaniu na widza za pomocą użycia lamp ultrafioletowych oraz elementów białych, odbijających promienie UV. Spektakle takie muszą być wystawiane w warunkach całkowitego zaciemnienia, dzięki czemu otrzymuje się efekt znany dobrze bywalcom… dyskotek (choć chyba nie muszę dodawać, że w tym przypadku przekaz jest znacznie bogatszy w treść merytoryczną niż popularne umca-umca).
Późnym wieczorem odbyło się warsztaty z filcowania metodą na mokro. Zajęcia tyleż ciekawe, co ekstremalne, jeśli policzyć te hektolitry wrzącej wody z mydłem ściekające po naszych dłoniach, pryskające na twarze, lejące się po butach… Filcowanie takie wymaga niezłej krzepy i kondycji oraz energii…. Anety, która znakomicie poprowadziła swój warsztat. Grubo po północy opary i aromat ciepłej i pysznej herbaty niepostrzeżenie zawiodły nas prosto w objęcia Morfeusza.

Ostatnim dniem warsztatów był dla nas piątek i z nieukrywanym żalem musieliśmy wracać, nie uczestnicząc w ostatnich warsztatach - origami. Na koniec jednak animator Norbert trochę nas – mówiąc po wojskowemu – przeczołgał. Warsztaty tańca hip-hop z elementami electro i popping okazały się interesująco odmienne w stosunku do reszty i – jak każde zajęcia z ruchem – męczące i relaksujące zarazem. Starą Studnicę opuszczaliśmy więc w pozytywnym sensie wymęczeni, ale też zrelaksowani. Będziemy tęsknić za tą miłą atmosferą, za energetyzującym wpływem uczestników LKA, za pracochłonnymi i nieosiągalnymi (dla mnie) efektami warsztatów manualnych, za życzliwością sąsiadów, za szaloną ekipą rapujących dziewczyn, za latem i słońcem, za sierpniem. Mamy nadzieję, że do zobaczenia za rok… za siedmioma górami, siedmioma lasami, w Starej Studnicy.

Zobacz galerię zdjęć
WSTECZSTRONA GŁÓWNA

Miejsko - Gminny Ośrodek Kultury w Kaliszu Pomorskim ul. Dworcowa 6, 78-540 Kalisz Pomorski
tel./fax (0-94) 361 63 22, e-mail: sekretariat@mgokkp.pl
© 2005-2024 MGOK