Spektakl „Za kurtyną czasu”, zaprezentowany na scenie Miejsko- Gminnego Ośrodka Kultury w Kaliszu Pomorskim, 11 listopada - zjednoczył widzów i aktorów, młodych i starszych, tych z naszego miasta i gości z jego okolic. Tak, jak przystało na Święto Niepodległości, w którym serca Polaków biją dla Ojczyzny. Także tej na Pomorzu; o jakże trudnej historii nadawania polskości ziemiom, które wprawdzie były kiedyś nasze, ale siedem wieków temu.
- Z Wileńszczyzny przejechaliśmy do Kalisza Pomorskiego daleką, kilkutygodniową drogę w wagonach towarowych. Miasto po wojnie było zrujnowane. Nienaruszone domy stały tylko na jego obrzeżach. Po skończeniu szkoły pracowałam w prezydium. Z czterema pierwszymi burmistrzami – wspominała na scenie Elżbieta Januszko. Przed nią, z ekranu opowiadała o pierwszych dniach w mieście Walentyna Rulewicz. A na koniec wystąpiła i także zaśpiewała Bolesława Płachta, która z rodziną przybyła do Sienicy już w 1945 roku.
Rodziny z centralnej Polski przyjeżdżały furmankami. Rodziny zza Buga pociągami. I właśnie od przyjazdu parowozu ciągnącego wagony z osadnikami rozpoczął się spektakl w wykonaniu działającej przy kaliskim Liceum, Grupy Teatralnej „Klepsydra”. Aktor - pierwszy burmistrz, zachęcał na scenie przybyszów do zasiedlenia miejscowości. Ci zamieszkali w domach niemieckich rzemieślników i przejęli ich warsztaty. Ale nowy fryzjer nie miał pojęcia o strzyżeniu, a nowy krawiec o szyciu ubrań. Najlepiej wychodziło im rozbieranie budynków na cegłę, których wokół nie brakowało. Budulec ładowano na wagony i wysyłano do Warszawy, w myśl obowiązującego wówczas hasła: „Cały naród buduje swoją stolicę”.
Tu zaczął się spektaklu akt drugi, gdy z kaliskiej cegły Warszawę budowano. Mokotów, Muranów. Siekierki. Blok przy bloku. Wyżej, wyżej. Więcej, więcej. Upychanie, upychanie. Dużo nas! Ale ludziom wrzuconym w te blokowisko doskwierała anonimowość i samotność. Szczęście już wtedy omijało „mrówkowce”, tak jak je omija do dziś.
W akcie trzecim kaliscy „rozbieracze murów” właśnie skończyli układanie na wagonach cegieł z obróconego w niwecz kaliskiego dworca na Dużej Stacji. I razem z burmistrzem oczekiwali na przyjazd pociągu z Warszawy. Stołeczna delegacja miała im podziękować za ofiarne ładowanie budulca. Ale nie przyjechała. Zamiast niej na stację dotarł kolejny pociąg towarowy z wagonami do załadowania… Bo, jak powiedział burmistrz: - Kużden obywatel powinien dać Warszawie nie tylko serce ale i kolejne dziesięć cegieł!
Tę smutną pointę rozweselił występ robotnic, jakie w ramach próby przed oczekiwanym przybyciem kolejnej delegacji z Warszawy, zaśpiewały porywające entuzjazmem pieśni. Było w nich o „kaliskich marzeniach”, pannach, trudzie, rolnikach oraz budowaniu, budowaniu, budowaniu. Natomiast o rozbieraniu ani słowa. Niektóre zwrotki śpiewali z artystkami widzowie. W rolę robotnic wcieliły się Panie z zespołu „VIOLKI-KIBOLKI”.
Potem przemówili ze sceny pierwsi osadnicy, o czym już wspomnieliśmy. Kiedy zabłysły na sali światła, nie żałowano oklasków. Bo też ten spektakl pokazał, jak kochamy naszą małą ojczyznę, dla której pierwsi mieszkańcy z musu albo z wyboru pozostawili swoje domy wiele kilometrów stąd. Niepowtarzalną atmosferę tego przedstawienia oraz próby przed spektaklem znakomicie ilustrują dołączone fotografie.
Spektakl, wyreżyserowany przez Joannę Mączkowską, według scenariusza Bogumiła Kurylczyka i Joanny Mączkowskiej, dofinansowano ze środków NCK i zrealizowano w ramach „Programu Dom Kultury + Inicjatywy lokalne 2013” i współpracy z Miejsko- Gminnym Ośrodkiem Kultury w Kaliszu Pomorskim.